Nie masz konta? Zarejestruj się

Libiąż

Familoki na Obieżowej, czyli wioska cudów

05.05.2024 20:00 | 0 komentarzy | 3 467 odsłony | Marek Oratowski

Gdyby stuletnie budynki na Obieżowej mogły przemówić, opowiedziałyby wiele mrożących krew w żyłach historii. O głodzonych więźniach niewolniczo pracujących w kopalni Janina, skakaniu po samochodach, awanturach, rzucaniu butelkami i przekleństwami. Szare, odrapane familoki wciąż jednak dla wielu ludzi pozostają najważniejszym miejscem na ziemi.

0
Familoki na Obieżowej, czyli wioska cudów
Budynki na Obieżowej mają swój klimat
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Promienie słońca odbijają się od tablicy kamiennego pomnika stojącego na uboczu osiedla. „Nigdy więcej wojny, nigdy więcej obozów zagłady. Pamięci ofiar zamordowanych w latach okupacji hitlerowskiej w podobozie Janina przy kopalni Janina - Janinagrube w XX rocznicę wyzwolenia 25.1.1945 - 25.01.1965" - można odczytać napis, choć niektóre litery są już trochę zatarte.

Piętno trudnej historii

Pod pomnikiem w każdą rocznicę pojawiają się delegacje. Dziś jednak interesują się nim tylko ptaki siadające w pobliżu. Życie toczy się swoim torem.

Od 1942 roku, czyli od urodzenia, na Obieżowej jakieś sto metrów od pomnika mieszka Fryderyk Janczyk. Jak mówi, ze starej gwardii zostało w budynkach tylko kilka osób.

- Pamiętam z dzieciństwa polskich więźniów chodzących do pracy na pobliską kopalnię. Bo po wojnie była tam obóz pracy, zorganizowany przez komunistów w murowanych budynkach i barakach przejętych po Niemcach. W ciągu dnia były prowadzone ich trzy grupy. Na jedną zmianę szło jakieś 80 osób. Pilnowali ich po bokach strażnicy z psami. Obecny blok nr 24 należał do więzienia. Mieszkali tam też strażnicy. W pozostałych budynkach mieszkali pracownicy kopalni, którzy znajdowali zatrudnienie w Libiążu nieraz z daleka - opowiada 82-latek. Sam pracował na „Janinie", najpierw na przewozie, potem jako kombajnista. W wolnych chwilach wędkował. Do niedawna

Od dziecka na Obieżowej mieszka 82-letni Fryderyk Janczyk

 

hodował także króliki, jak wielu innych. Jak opowiada, ludzie byli ze sobą zżyci i wszyscy się znali, także z pracy.

Teraz jest trochę inaczej.

Jak można tu mieszkać?

Na papierosa na schody przed budynkiem wychodzi jedna z kobiet. Rozmawia przez otwarte drzwi wejściowe z sąsiadką, która wyszła na korytarz.

- Pochodzę z Lublina. Mieszkam tutaj 16 lat. Mam stąd męża. Gdybym jeszcze raz miała się przeprowadzić, na pewno nie na Obieżową. Z początku wynajmowaliśmy mieszkanie, potem je kupiliśmy. To była porażka ze względu na opłaty. Męża kuzyn mieszka na Flagówce i płaci mniejszy czynsz - zaznacza, wypuszczając dym.

- Mam 54 metry kwadratowe i płacę 1100 złotych. Mieszkanie wynajmuję od Gwarka. Trzeba sobie samemu nagrzać. W mieszkaniu jest wilgoć. Muszę co chwilę robić przez to remont. Teraz na szczęście mam więcej słońca i jest trochę cieplej. Gdy mieszkałam dwa bloki dalej, a okna wychodziły na drugą stronę, to rano nikomu nie chciało się wychodzić z łóżka, tak było zimno. Dwa lata temu położyli nowy asfalt, ale samochody jeżdżą pod oknami bardzo szybko. Nawet progi zwalniające niewiele pomagają. Jesteśmy taką wioską cudów. Mierzą nas jedną miarą. A że ktoś chodzi i pije nie oznacza, że robią tak wszyscy. Sama nie piję ani nie palę, a tutaj mieszkam. I bym się stąd nie wyprowadziła - przekonuje druga, Beata Plewnia.

Dlaczego Obieżowa ma taką łatkę?

- Myślę, że nas tak traktują, bo jako jedyni w Libiążu nie mamy centralnego i palimy w piecach. Obiecują centralne na gaz, ale kiedy, to nie wiadomo. Nawet chcąc sobie wymienić drzwi wejściowe muszę mieć pozwolenie konserwatora, bo budynki to zabytek. My i nasze dzieci bardzo często słyszymy docinki: jak tak można mieszkać na Obieżowej? I wychodzi na to, że się u nas nie inwestuje, no bo to jest Obieżowa - denerwuje się palaczka.

Plac zabaw jak z PRL-u

Dawniej na osiedlu raz w roku były organizowane pikniki integracyjne, ale tradycja upadła przez pandemię. Odbywały się przy placu zabaw i niewielkim boisku. Niedawno powstała w tym miejscu także minisiłownia pod chmurką.

- Dawniej to był Meksyk. Teraz jest spokojnie. Nie licząc ostatnich włamań do ogródków i garaży - przekonuje Krzysztof Kostecki. Jednak mieszkańcy wciąż się zmieniają. Niektórzy nie płacący czynszu są przesiedlani i dostają mieszkania w starych budynkach na Obieżowej. Na dodatek jest wiele pustostanów.

Na odnowienie osiedlowego placu zabaw czekają młodzi rodzice

 

- Opinia o Obieżowej jest chyba sprzed stu lat. Rzucanie butelkami, skakanie po autach, picie, meliniarstwo. Ale to jest wszędzie. Pójdzie ktoś na Flagówkę i jest tak samo - zaznacza Bożena Krycia. Na ręce ma dziecko. Jako młoda matka, chciałaby, żeby miał się gdzie bawić, tymczasem...

- ...Jest z tym tragedia. Współpracowałam z kilkoma radnymi, m.in. Dariuszem Derendarzem i Agnieszką Siudą oraz wicestarostą Bartłomiejem Gębalą. Na pisma wystosowywane od trzech lat do gminy były odmowy. Powód taki jak zawsze - brak pieniędzy. Plac zabaw to na dziś mała piaskownica, powyginana zjeżdżalnia i konik z opon oraz wszechobecne psie odchody, bo teren nie jest ogrodzony. Tymczasem na osiedlu jest dużo małych dzieci. Gdy byliśmy u burmistrza usłyszeliśmy, że zrobi plac zabaw, jak gmina dostanie dofinansowanie. Na razie mamy chodzić na place zabaw na osiedle przy kopalni albo Moczydło, bo tam są urządzenia z prawdziwego zdarzenia. A o nas się nie pamięta - mówi zrezygnowana Bożena Krycia. Na Obieżowej mieszka czwarty rok.

- Dobrze mi się tu mieszka. Przeprowadziłam się z Flagówki. Mam teraz ogródek i psa, którego jest gdzie wyprowadzić. Znam wszystkich, każdy jest dla mnie miły, pomagamy sobie. Ja się czuję bezpiecznie - dodaje.

Część się wyprowadziła, niektórych pozamykali

Po przeciwnej stronie ulicy mężczyzna w kraciastej koszuli korzystając z dobrej pogody wykopuje żywopłot. Jemu też dobrze się tutaj mieszka.

- Dawniej młodzież dawała popalić. Teraz w naszych familokach jest spokój. Na Flagówce i na osiedlu przy kopalni jest gorzej. Ja bym się stąd już nie ruszył - zapewnia, wracając do pracy.

Podobną opinię ma stojący przed swoim budynkiem Tadeusz Powroźnik.

- Mieszka się dobrze, choć wielu lokatorów się zmieniło. No i trochę nasze budynki osiadły przez szkody górnicze - zaznacza 67-latek wspierający się na kuli.

Swoją teorię na temat bezpieczeństwa na osiedlu ma też Ewa, mieszkanka pierwszego piętra.

- Gdy 26 lat temu się wprowadziłam po tym, jak wyremontowaliśmy mieszkanie po teściowej, wyglądało to nieciekawie. Niedługo potem nas okradli. Było dużo pijaństwa i złodziejstwa. Wielu młodych ludzi wychowywało się tutaj na ulicy. Nie chcieli się uczyć ani pracować. Teraz się zmieniło na lepsze. Część takich uciążliwych sąsiadów się wyprowadziła, niektórych pozamykali. Zostali ci chcący w miarę normalnie żyć. Została garstka pijaków i nierobów psująca opinię. Czasem się jeden z drugim pokłóci, jak w każdej społeczności. Najczęściej takim powodem do niesnasek są koty wypróżniające się w piwnicy i na korytarzu - przekonuje mieszkanka budynku z „najbardziej obskurną klatką schodową", jak sama ocenia.

Także i ona narzeka na wysokie opłaty wnoszone za wykupione mieszkanie. Czeka, aż zarządca doprowadzi do budynku gaz. To może jednak potrwać, bo najemcy i właściciele lokali muszą najpierw uzbierać potrzebną kwotę na fundusz remontowy.

Puszczają muzyczkę i urzędują

Są jednak i lokatorzy, którzy boją się niektórych sąsiadów. Mieszkanka przechodząca w pobliżu jedynego na osiedlu sklepu macha ręką.

- Są tacy, którzy grozili sprzedawczyniom i wyzywali je, raz rozbili w sklepie lodówkę. Notorycznie zaczepiają przechodzących, żebrząc o pieniądze na piwo albo papierosa. Kradną też rynny i nie ma na nich mocnych. A w jednej z pobliskich komórek jest imprezownia. W zimie był spokój, ale pijaństwo już się tam o tej porze roku zaczyna. Puszczają muzyczkę i urzędują. Nieraz biegają tu z gołymi d.. ami, leją, załatwiają się. Gwarek, czyli zarządca, rozkłada ręce. Dlatego opinia o Obieżowej to święta prawda. Wielu żyje tu z opieki społecznej. Opieka daje, a oni te pieniądze przepijają - tłumaczy kobieta w średnim wieku, pokazując uchylone drzwi komórki. Widać przez nie sofę, opony i dwie butelki po piwie.

Nie najlepszą opinię o dzielnicy ma też jedna z mieszkanek bloku nr 17 siedząca na schodach i wygrzewająca się w promieniach słońca.

- Mieszkam tutaj trzydzieści lat. Dawniej było inaczej. Teraz, gdy przekwaterowali tutaj tych, co nie płacili czynszu, strach wychodzić z domu. Zresztą i tutaj niektórzy też nie płacą i kilka mieszkań jest objętych licytacjami komorniczymi - przekonuje.

O tym, że zdarzają się ekscesy, świadczy też kartka przyczepiona na korytarzu przy drzwiach wejściowych.
„Zarządca nieruchomości Gwarek spółka z o.o. przypomina wszystkim osobom zamieszkałym w budynku o przestrzeganiu regulaminu porządku domowego. W szczególności kategorycznie zabrania się wyrzucania przez okno oraz na klatkę schodową puszek, butelek, petów papierosów oraz innych podobnych śmieci. W przypadku pozyskanej od sąsiadów informacji, kto zaśmieca teren przed oknami i klatkę schodową, zarządca może nałożyć karę finansową z tytułu dodatkowej opłaty za utrzymanie czystości". Trudno ocenić, na ile ten apel przyniósł skutek.

Do niektórych mieszkań przyporządkowane są przylegająće do nich działki, na których mieszkańcy uprawiają warzywa i sadzą kwiaty

 

Szare i odrapane budynki (ale z reguły z wymienionymi dachami i kominami) otaczają z obu stron działki, przyporządkowane do niektórych mieszkań.

- Za ten kawałeczek ziemi, czyli 135 metrów kwadratowych, co miesiąc płacę teraz prawie 50 złotych do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, które przejęła ten teren. Wcześniej nikomu nie płaciliśmy. Ale przynajmniej jest gdzie wyjść - przekonuje starsza mieszkanka z motyką w ręce. Chwilę odpoczywa wpatrując się w stronę pobliskiej kopalni. Po chwili wraca do pracy.